Derby Stambułu. Odwieczna Rywalizacja.

Derby Stambułu. Odwieczna Rywalizacja.

Stambuł odsłona pierwsza

WYJAZD NR 112

2019-WYJAZD NR 7

FENERBAHCE-GALATASARAY 1-1

14 KWIETNIA 2019 NIEDZIELA g.18:00

STADION SUKRU SARACOGLU

SUPER LIG

      Opuszczając wieczorem obiekt Besiktasu, ruszyłem z naszą grupką w kierunku centrum Stambułu, gdzie umówiłem się na piwkowanie z Wojtkiem i Michałem. Jako, że się nieco spóźniali musiałem nieco na nich poczekać przy jednym z placów. Padał trochę deszcz, więc stanąłem sobie pod jednym z budynków, gdzie zaczepił mnie około 50-letni Turek. Kulturalnie zapytał co robię w Stambule i gdy opowiedziałem, że dotarłem do na mecze, od razu wyraźnie się rozpromienił. Okazało się, że mój rozmówca jest wielkim fanem piłki nożnej, ale i zakładów bukmacherskich. Poczuł więc snuć rozważania na temat meczu Fener-Galata, na którym mieliśmy być kolejnego dnia. Najpierw przytomnie stwierdził, że ten mecz ma taki ciężar gatunkowy, że na pewno nie padnie dużo bramek. Do tego dodał, że w związku z tym będzie remis. Nadmienił także, że stawia na to, że w pierwszej połowie będzie 0-0, a w drugiej połowie każda z ekip strzeli po jednej bramce. Słuchałem tego wywodu trochę z przymrużeniem oka. Dopiero dobę później po zakończonym meczu pomyślałem jakim jestem głupcem. Trzeba było iść do tureckiego buka i obstawić dokładnie tak jak wyłuszczył mi mój turecki rozmówca!

      Po miłej i pouczającej pogawędce z nieznanym tureckim wróżbitą, w końcu na miejsce wieczornej zbiórki dotarli moi kamraci. Rozrywek zażywaliśmy podobnych jak dzień wcześniej, jedynie lokalizacje wybieraliśmy mniej huczne. Szczególnie do gustu przypadła nam knajpa, tuż koło hotelu gdzie w dalszym ciągu raczyliśmy się smakowitą tequilą. Późną nocą trafiliśmy wyczerpani do hotelu i poszliśmy spać.

      W kolejny ranek obudziłem się w kiepskiej formie. Daleki lot, mało snu, nieregularne jedzenie i dużo alkoholu sprawiły, że nie czułem się zbyt dobrze. Nasz mecz jednak zaczynał się dopiero wieczorem, a do tego czasu zamierzałem zdecydowanie dojść do siebie. Mimo słabej formy, ruszyłem dalej ze wszystkimi by jeszcze nieco skorzystać z tego ostatniego dnia w Stambule. Byliśmy m.in. w widokowo położonym Błękitnym Meczecie, a potem czekała nas spora atrakcja czyli rejs po cieśninie Bosfor. Sam rejs był świetnym przeżyciem. Może było obejrzeć stambulskie nabrzeża usłane rezydencjami i pooglądać Bosfor „od środka”. Po tych intensywnych dniach, był to plaster miodu, na moje samopoczucie.

Po rejsie, zdecydowaliśmy się na tzw. czas wolny i przede wszystkim razem z Wojtkiem i Michałem postanowiliśmy coś zjeść, w jednej z restauracji tuż nad samą wodą. Jako, że mój żołądek zdawał się nieco podmęczony, to wybrałem bardzo dobrą zupę z kawałkami ryby, której wyśmienity smak pamiętam do dzisiaj. Oczywiście też zaczęliśmy powoli myśleć o atmosferze meczowej i powoli atakowaliśmy pierwsze piwka.

Po obiedzie, ruszyliśmy kolejny raz do naszej ulubionej knajpy koło hotelu Azre i tam już postanowiliśmy się konkretniej „naoliwić”, mając w pamięci długą drogę na mecz i to, że na stadionie to najwyżej można dość ajran lub wodę. O piwie oczywiście nie było mowy. Po lekkim resecie w hotelu i wstępnym spakowaniu naszych niewielkich bagaży, ruszyliśmy na „creme dela crem” naszej eskapady czyli na tzw. Odwieczną Rywalizację. Wiktor mimo, że nie znał Stambułu jak własnej kieszeni, to prowadził nas kolejnymi nitkami metra jak po sznurku, aż wysiedliśmy w pobliżu Sukru Saracoglu czyli obiektu Fener. Tam Wiktor sprawnie załatwił wszystkie formalności z naszym wejściem na mecz i nie pozostawało już nic innego niż tylko wejść na obiekt. Mimo, że posiadaliśmy dokładnie rozpisane numery i sektory naszych miejsc nie było w ogóle możliwości zajęcia naszych krzesełek. Na sektorze panował tłum, każdy starał się stanąć tam gdzie po prostu było jakieś wolne miejsce. Korzystając z tego, że do pierwszego gwizdka zostało jeszcze parę chwil, by spełnić zadość swojej świeckiej tradycji ruszyłem jeszcze coś przekąsić. W punkcie gastro zamówiłem smaczną grillowaną kanapkę do której dokupiłem sobie…wodę do picia. Niestety o piwie nie mogło być mowy.

Tymczasem tłum kibiców falował i śpiewał. Znowu miałem wrażenie, że znajduję się na polach jakiejś średniowiecznej bitwy i zaraz ruszą do ataku wojska sułtana J W końcu mecz się zaczął. Tureccy fanatycy przygotowali oprawę, a potem już tylko zajęci byli bardzo żywiołowym dopingiem. Gdy tylko jakikolwiek piłkarz Galaty był przy piłce, przez cały stadion niósł się jeden wielki gwizd. Od samego początku na boisku było bardzo ostro. Widać było, że to nie jest jakiś tam zwyczajny mecz. Momentami piłkarze grali wręcz brutalnie i jeden z graczy Fener powinien dostać czerwoną kartkę już na początku meczu. Co się jednak odwlecze to nie uciecze…W 45 minucie czerwoną kartę za faul taktyczny otrzymał piłkarz Fenerbahce Hasan Ali Kaldirim. Była to ciekawa sytuacja także pod kątem sędziowskim. Początkowo arbiter wyciągnął żółtą kartę, co spotkało się z dziką wściekłością graczy Galaty. Jako, że mecz był z VARem, to sędzia obejrzał sytuację raz jeszcze i zmienił swoją decyzję na kiera i tak skończyła się pierwsza połowa. Zabrakło bramek, ale emocji było co niemiara. W przerwie ciężko się było gdzieś przemieszczać bo taki panował ścisk, że nie miało to sensu.

W drugiej połowie do szturmu ruszyło Galatasaray i początkowo Fenerbahce bardzo rozpaczliwie się broniło i miało też po prostu sporo szczęścia (słupki). W końcu jednak goście dopięli swego i po składnej akcji do bramki głową trafił Oneykuru i mogło wydawać się, że po tym ciosie, grające 10-tkę Fener już się nie podniesie. Osłabione Fenerbahce pięć minut później wykonało ciekawę kontrę i w 71 minucie bramkę wyrównującą zdobył Elif Elmas. Euforia po tej bramce wśród kibiców była tak duża, jak gdyby wygrali co najmniej finał Ligi Mistrzów J Tłum falował i wył z ekstazy-było to do niczego niepodobne J Znowu miałem skojarzenia z szarżą janczarów pod Wiedniem J

Ostatnie dwadzieścia minut przyniosło jeszcze sporo korzystnych akcji, ale wynik już nie uległ zmianie. W ten sposób ziściło się proroctwo mojego tureckiego rozmówca z dnia wcześniejszego J Po meczu jeszcze długo trwały owacje na cześć „zwycięskiego” remisu. Był to bowiem wynik osiągnięty nie dość, że w dziesięciu, to jeszcze w sezonie w którym miejscowi gracze zamiast walczyć o mistrzostwo, musieli drżeć o utrzymanie w lidze.

Stadion opuszczaliśmy w ogromnym tłoku, ale bardzo zadowoleni. Nasz krótki pobyt w Stambule, szybko dobiegał końca. Lot do Warszawy mieliśmy już o 6 rano, więc na lotnisko należało wyjechać o …3:30. Moi towarzysze zgodnie uznali, że nie ma sensu wracać do hotelu by kłaść się na 3 godziny, więc postanowiliśmy udać się jeszcze na jakieś piwko. Na jednej z ulic zaczęli zaczepiać nas jacyś lokalowi naganiacze, ale gdy poszliśmy za ich wskazówkami okazało się, że usilnie próbują nas nakłonić do wizyty w klubach ze striptizem. Tłumaczyliśmy im, dość bezpośrednio, że interesuje nas „only beer”, a nie chcemy „dancing womens”, ale nic to nie dawało. Postanowiliśmy więc sami poszukać jakiego miejsca by napić się piwa i schronić się przed dość mocno padającym deszczem. Udało się w końcu knajpę w której spokojnie mogliśmy wypić po kilka piw. Chłopaki na koniec, jak to Polacy próbowali zjeść kebaba, ale zostali niecnie oszukani ( tak przynajmniej twierdził Michał) przez miejscowych, którzy otrzymawszy zapłatę za dwie sztuki, wydali tylko jeden kebab. Michał stanowczo zaprotestował przeciwko takiemu traktowaniu i po angielsku zbeształ kebabowych lokalsów. Nic to jednak nie dało, sprzedawcy tylko dalej się do nas wesoło uśmiechali, więc postanowiliśmy wrócić do hotelu. Do łóżek położyliśmy się po godzinie pierwszej w nocy, więc krótka drzemka do trzeciej, bardziej chyba nas przymuliła niż orzeźwiła przed czekającym nas lotem. W busie w drodze na lotnisko dzielnie spaliśmy. Potem już na lotnisku, po odprawie udało się nam zjeść jakieś śniadanie i wypić kawkę. Punktualnie o 6 samolot LOTu oderwał się z płyty stambulskiego lotniska i ruszyliśmy w kierunku Warszawy. Chyba pierwszy raz w życiu cały lot praktycznie przespałem. Ocknąłem się dopiero nad Warszawą. Po lądowaniu pożegnaliśmy się z Wiktorem i resztą towarzyszy naszej stambulskiej peregrynacji. Wojtek z Michałem ruszyli powoli na swój samolot do Szczecina, a ja udałem się na swojego Flixbusa, który śpiącego prawie całą drogę, zawiózł mnie do Krakowa. Tam też skończył się ten wyjątkowy wypad, za który dziękuję Wiktorowi ze Sport Planet (za perfekcyjną organizację) , Wojtkowi i Michałowi ( za doborowe towarzystwo) oraz mojej żonie Karoli –za cierpliwość i opiekę nad chłopcami, gdy ja buszowałem na granicy Azji i Europy J

W skrócie

Ocena Oczywiście bardzo mocno piątka. Mecze pomiędzy Fener a Galatą są w topie 10 najsłynniejszych 10 spotkań derbowych na świecie i po zobaczeniu tego na żywo trudno mi się z tym nie zgodzić.

Piwo Kraj muzułmański-więc i piwa na meczu nie było. Ale czułem unoszący się wokół nas zapach palonej gandzi, więc jakoś tureccy fanatycy sobie radzili. A do picia na meczu można było kupić wodę, która pakowana była tak jak u nas jogurty J

Jadło Przed meczem zjadłem bardzo dobrą kanapkę z grillowanym mięsem. Niestety ceny już nie pamiętam.

Bilety Tak jak na Besiktasie-jedyną pamiątką była tekturowa kartka z napisem Passolig, bez żadnych oznaczeń meczowych. Trochę szkoda, ale co zrobić.

Gadżety Można było obkupić się na bogato. W okolicach stadionu, jak i na samym obiekcie pełno było stoisk z różnego rodzaju akcesoriami. Ja kupiłem sobie szalik i byłem z tego powodu bardzo zadowolony.

Dojazd By dotrzeć z hotelu na azjatycką część Stambułu, trzeba było trochę pojeździć metrem z przesiadkami. Ostatnie kilkaset metrów pokonaliśmy już na piechotę.

Doping Była i solidna oprawa i doping przez pełne 90 minut. Derby to rzecz święta, więc kibice dali z siebie wszystko.

Koszt Cała wyprawa do Stambułu kosztowała 3 tys.

FENERBAHCE-GALATASARAY 1-1

Składy

FENER

H.Tekin-N.Dirar, M.Skrtel, S.Aziz, H.Kaldirim-M.Topal-V.Moses, E.Elmas, T.Arslan, M.Valbuena-Roberto Soldado

Z ławki weszli: Ismael Koybasi, Alper Potuk, Jailsion

Trener: E.Yanal

GALATASARAY

F.Muslera-M.Linnes, S.Kaya, R.Donk, Mariano-Badou NDiaye,Fernando-H.Oneykuru, Y.Belhanda, S.Feghouli-M.Diagne

Z ławki weszli : Sinan Gumus, Emre Akaba, Konstandinos Mitroglu

Trener: Faith Terim

BRAMKI : Fener : Elif Elmas 71 m.

Galata: Henry Oneykuru 66 m.

CZERWONA KARTKA: Hasan Ali Kaldirim 45m (Fener)

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości