Wybuchowa Środula
Wybuchowa Środula
WYJAZD NR 105
2018-WYJAZD NR 20
ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC-LEGIA WARSZAWA 2-3
20 GRUDNIA 2018 CZWARTEK g.20:30
EKSTRAKLASA
STADION LUDOWY
To była doprawdy…wystrzałowy wyjazd. Jako, że liga kończyła granie, przed przerwą zimową, to ja postanowiłem wybrać się na mecz przyjaźni w którym sosnowieckie Zagłębie podejmowało Legię. Jako wiadomo drużyny z Warszawy, nikt praktycznie poza stolicą nie lubi, a jednym z nielicznych wyjątków, którzy mają zgodę z Legionistami, są kibice z Sosnowca.
Mecz był na tyle późno, że jako tako mogłem pomóc Karoli w wypełnieniu domowych obowiązków i zadowolony z siebie ruszyłem w kierunku Alwerni i Sosnowca, by obejrzeć dobre…ligowe spotkanie. O dziwo dość łatwo udało mi się zaparkować auto i dotrzeć piechotką pod stadion. I tu okazało się, że kupiłem bilet w miejsce, w które nie powinienem trafić. No ale cóż, tak w życiu bywa :)
Na miejscu okazało się, że moja miejscówka to lokalizacja najbardziej ciekawa z punku widzenia kibica. Okazało się bowiem, że wylądowałem w samym sercu Środuli. A jest to miejsce, gdzie przesiadują ultrasi Zagłębia. Z jednej więc strony trafiłem idealnie, bo mogłem być w centrum wydarzeń, a patrząc na to inaczej, trafiłem do paszczy lwa, bo w takie miejsce raczej nie trafiają ludzie przypadkowi…
No i zaczęło się. Mecz ruszył pełną parą, a ja patrzyłem nieco oniemiały na ziomków którzy siedzieli i stali koło mnie. Mecz ich raczej nie interesował. Spokojnie sobie gadali, pili wódeczkę z piersiówek i przede wszystkim bardzo ostro jarali zioło. Sporo już w swoim kibicowskim życiu widziałem, ale takiego stężenia marihuany na trybunie nie czułem nigdy. Stałem więc nieco oczadziały w chmurach soczyście palonej marihuany i nadziwić się nie mogłem, że jest to możliwe w miejscu publicznym, w samym środku Europy :)
Co ciekawe dość szybko na prowadzenie wyszli Zagłębianie po bramce, jak zawsze niedocenianego Polczaka. Legia w pierwszej połowie grała anemicznie i to mimo solidnego dopingu ze strony kibiców Zagłębia, którzy ekipie z Warszawy poświęcali zdecydowanie więcej uwagi, niż swoim grajkom. Na plus, na pewno, ze kopacze z Sosnowca tak pierwszą połowę, jak i całe spotkanie grali na pełnym zaangażowaniu. A ja siedziałem sobie w samym sercu Środuli starając się nie zwracać na siebie uwagi, co ostatecznie, niestety mi się nie powiodło.
Już przed przerwą dziarsko ruszyłem po kiełbasę, co było największym niewypałem tego tripu. Nie dość bowiem, że w kolejce spędziłem 20 minut, to okazało się, że przygotowano za mało kiełbas (sic!) i to na meczu gdzie było raptem trochę ponad 3 tys.kibiców. Smutny więc wróciłem na swoje miejsce i jak się okazało chwilę później nastąpił gwóźdź programu.
Zanim to nastąpiło padły bramki. Najpierw Legioniści za przyczyną Remy doprowadzili do remisu, by dosłownie w minuty później stracić kolejną bramkę i ponownie przegrywać. Najlepszy w tamtym sezonie w Zagłębiu, bałkański zakapior Żarko Udovcic strzelił bramkę na 2-1 i dość długie chwile emocji boiskowych w sposób wyraźny brakowało.
Pojawiły się jednak inne elementy, które nawet mnie, trochę zaskoczyły. Najpierw standardowo ultrasi rozwinęli sektorówkę pod którą chyba pierwszy raz w życiu się znalazłem. Przyznam, że dla osoby ,którą interesują wydarzenia boiskowe, jest to dramat, bo stoi się pod jakimś płótnem jak gamoń i nie ma się pojęcia co dzieje się na murawie. W tym przypadku zaczęło się jednak robić bardzo ciekawie…Otóż gdy zakryła nas sektorówka, to moim towarzyszom poluzowały już wszelkie hamulce. „Gandzia” paliła się żywym ogniem, a „małpki” były pochłaniane wielkimi łykami. Zaczęły się jednak dziać i jeszcze inne ciekawe rzeczy. Kilkunastu kibiców mimo dojmującego zimna, zaczęło się rozbierać prawie do rosołu i pod bezpieczną zasłoną flagi rozpoczęli przebieranie się w stroje…świętych Mikołajów. Czegoś takiego nigdy nie widziałem, ale cóż…zbliżały się wielkimi krokami święta i taki akcent wydawał się zupełnie na miejscu. „Mikołaje” ci byli jednak nieco nietypowi, bo oczywiście na głowach mieli kominiarki, a gdy sektorówka w końcu zaczęła odkrywać Środulę, ci wyłonili się spod niej trzymając w rękach rozpalone do czerwoności race, co przyznam szczerze, robiło naprawdę efektowne wrażenie. To był jednak dopiero początek pirotechnicznej akcji ,ponieważ nad stadionem za moment rozbłysły setki fajerwerków i sztucznych ogni. Było więcej huku i łun na niebie niż na niejednej zabawie sylwestrowej. Za moment też część kul ognia zaczęła lądować na murawie, co spowodowało ucieczkę piłkarzy obu drużyn razem z sędzią Złotkiem, do szatni. Mecz został przerwany na około 15 minut, a w tym czasie trwała w najlepsze sosnowiecka „fiesta”. Nad niebem w Sosnowcu przetaczały się świdrujące fajerwerki i momentami już sam nie wiedziałem gdzie jestem. Czy może to sylwestrowy rynek dużego miasta? A może jakiś odpustowy pokaz? :)
W końcu jednak wszystko się uspokoiło i mecz, na szczęście, został wznowiony. Niestety ta dość długa i niespodziewana przerwa całkowicie wybiła z rytmu graczy Zagłębia. Po wznowieniu gry, Legia rzuciła się na rywali jak wściekły pies. Najpierw w 84 minucie, obecnie gracz Victorii Pilzno Hlousek wyrównał stan meczu na 2-2. A cztery minuty obecny piłkarz Dinama Zagrzeb Sandro Kulenovic strzelił główką bramkę na 3-2 która dało zwycięstwo Legionistom. Szkoda mi było Zagłębiaków, ale cóż to ich właśni kibice wybili ich z meczowego rytmu robiąc szykowne widowisko….
A mnie spotkała w drugiej połowie jeszcze jedna przygoda. Siedząc w środku naprawdę dzikich wydarzeń, nie mogłem się opanować by nie robić zdjęć. Jak wiadomo, w takich miejscach, robienie zdjęć jest surowo zakazane. Mimo to ja próbowałem. Kibice ze Środuli kilka razy mnie upominali, ale ja dalej robiłem swoje, no bo przecież…taki „festyn” długo się nie trafi J W końcu jednak miarka się przebrała…Podszedł do mnie jeden z miejscowych „hoolsów” i zapytał mnie z jakiej grupy kibicowskiej jestem. No cóż, żadnej grupy sosnowieckich „tifosi” nie znałem, więc szczerze przyznałem, że tak naprawdę jestem na Środuli…przez pomyłkę. Mój interlokutor grzecznie, acz stanowczo powiedział mi wtedy, abym jak najszybciej opuścił to miejsce. Tak też uczyniłem, ale cóż sam sobie byłem winny. W takich miejscach zdjęć się po prostu nie robi i już.
Nie mając więc wyboru udałem się na koronę stadionu i tam już do końca oglądałem mecz. Zaatakowałem ponownie punkt gastro licząc, na jakiś kiełbasiany cud. Niestety, nie wydarzył się i mogłem jedynie zjeść coś co wyglądało na jakiś wegetariański bigos. Szału nie było, ale lepszy rydz niż nic.
Gdyby nie tragiczny catering, to pewnie byłby jeden z moich lepszych wyjazdów w życiu. Przez pomyłkę znalazłem się w samym sercu naprawdę ciekawych wydarzeń, a do tego sam mecz był fajny. Zagłębie walczyło jak lwy i wybite z rytmu przez swoich fanów, ostatecznie przegrało. Nie podobało mi się też jeszcze jedna rzecz. Kibice z Sosnowca cały mecz dopingowali praktycznie tylko Legię. Nie obchodził ich za bardzo ani wynik, ani losy meczu. Mecze przyjaźni są meczami przyjaźni, ale tu to już było takie trochę lizusostwo na maksa…
Generalnie, był to jeden z wyjazdów którego nie zapomnę. I mimo, że zimno, ciemno i do domu daleko, to był to naprawdę czas spędzony w sposób …ekscytujący i wybuchowy :)
W skrócie
Ocena 1-5 Daję czwórkę. Mecz na dobrym poziomie, rozgrywany w szybkim tempie. Dopingowo-super. Oprawa naprawdę solidna, ogromna sektorówka, race, sztuczne ognie lepsze jak na sylwestra i odpalacze ubrani w stroje św. Mikołaja. Duży minus jednak za naprawdę nędzny catering i organizacyjny poziom Stali Mielec sprzed 20 lat. Samo kupno biletu niby dziecinnie proste, okazało się akurat dla mnie droższe dwa razy.
Piwo Było, ale nie sposób było się do niego dopchać. Ja na mecz dotarłem samochodem, więc akurat ten trunek mnie nie interesował, ale nawet Ci co zamierzali go kosztować musieli oczekiwać w długaśnej kolejce.
Jadło Największa katastrofa tego wyjazdu. W domu specjalnie oszczędzałem się z jedzeniem by w czwartkowy wieczór w Sosnowcu zjeść pyszną stadionową kiełbasę. Przed meczem nie było na to czasu, bo na bramkach wejściowych zrobił się zator i to pomimo faktu, że finalnie mecz oglądało tylko nieco ponad 3 tys. kibiców. W 40 minucie więc ruszyłem ze Środuli na której się pechowo znalazłem do punktu gastro by spokojnie w przerwie zjeść kiełbasę. Niestety już wtedy kolejka była spora i mimo, że oczekiwałem prawie pół godziny, to kiełbasy nie dostałem. Po pierwsze, jeden punkt gastro na cały sektor Środuli to jest jednak żenada i nieporozumienie. Po drugie, młodzież, która obsługiwała tam kibiców całkowicie sobie nie radziła z tematem, robiąc wszystko w zatrważająco ślamazarnym tempie. Po trzecie, właściciele punktu gastro w ogóle nie byli przygotowani na taką ilość zamówień, mimo, ze na trybunach w sumie było niewielu kibiców, bo ponad 3 tys. Ja kiełbasy nie dostałem. Czekałem prawie pół godziny, gdy okazało się, że cały kiełbasiany sprzęt został po prostu wyjedzony. Dopiero pod koniec meczu, gdy w popłochu musiałem opuszczać Środulę, powróciłem do punktu gastro i za 5 zł zjadłem coś co było jakimś chyba wegetariańskim bigosem. Nie znam nazwy tego „czego”, ale smakowo wyszło bardzo średnio.
Bilety Bilet dość nierozważnie pod kątem miejsca na stadionie, kupiłem na tzw. pałę. Nie zapoznałem się wcześniej z architekturą mocno archaicznego Stadionu Ludowego i nie miałem pojęcia, gdzie przesiadują najbardziej zagorzali kibice Zagłębia. Na miejscu okazało się, że wybrałem miejsce….w samym sercu Środuli czyli tam gdzie…dzieją się najciekawsze rzeczy J Bilet był oczywiście drukowany samodzielnie w domu, więc żadne tam rarytasy.
Gadżety Przed wejściem na Środulę, znajdowały się jakieś punkty z precjozami klubowymi. Sęk w tym, że były to punkty takie tymczasowe na których handlowali chłopcy ze Środuli. Nabyłem więc smycz…z napisem „Środula” i zadowolony z siebie wszedłem na stadion.
Uczestnicy Kto normalny cztery dni przez wigilią rusza na jakiś prastary stadion by oglądać w mrozie i ciemnościach polski ligowy mecz? Oczywiście ja i oczywiście sam. Nie miałbym sumienia nikogo zachęcać do takiej eskapady, choć z pewnością była…niezapomniana.
Dojazd Jak zwykle gdy nie mam czasu-auto i autostrada A4. Szybko i wygodnie, a nawet z parkowaniem nie było przebojów.
Fotogaleria Zachęcam do obejrzenia zdjęć z tego meczu. Część jest moja, a te lepsze pochodzą ze strony Legioniści.com
Poniżej też relacja z 90 minut
W drugim czwartkowym spotkaniu 20. kolejki Lotto Ekstraklasy Legia Warszawa wygrała na wyjeździe 3-2 (0-1) z ostatnim w tabeli Zagłębiem Sosnowiec. Bramki dla mistrzów Polski strzelili William Rémy, Adam Hloušek i Sandro Kulenović. Beniaminek Lotto Ekstraklasy odpowiedział golami Piotra Polczaka i Žarko Udovičicia. Wszystkie bramki w tym spotkaniu padły po uderzeniach głową.
Lepiej w spotkanie weszli gospodarze, którzy już w 8. minucie objęli prowadzenie. Z rzutu wolnego futbolówkę dośrodkował Žarko Udovičić, a piłkę głową do bramki skierował Piotr Polczak. Po stracie bramki do ataku przeszli piłkarze Legii. Chwilę później mocny strzał z powietrza oddał Carlitos, lecz piłka poleciała nad bramką Zagłębia. Na kolejną dobrą okazję gości kibice musieli poczekać do 25. minuty. Z lewej strony boiska w pole karne Zagłębia wbiegał Dominik Nagy. Węgier stracił równowagę, zdołał jednak oddać piłkę do dobrze ustawionego Sebastiana Szymańskiego. 19-letni pomocnik oddał mocny strzał na bramkę, lecz piłkę na rzut rożny odbić zdołał Dawid Kudła. Minutę później na uderzenie z dystansu zdecydował się Cafú, który jednak nieczysto trafił w piłkę, przez co jego strzał był bardzo niecelny.
Po 30 minutach gry, kiedy to Legia przeważała, kilka dogodnych sytuacji stworzyli sobie gospodarze. Najpierw, w 34. minucie Vamara Sanogo wykorzystał błąd Adam Hlouška, przejął piłkę i podał do Konrada Wrzesińskiego. Jego strzał został obroniony przez Radosława Majeckiego. Trzy minuty później Zagłębie stworzyło sobie kolejną groźną sytuację. Na lewej stronie boiska Szymon Pawłowski świetnie zagrał na wolne pole do Sanogo, a ten strzelając z ostrego kąta przestrzelił. W doliczonym czasie gry strzałem głową zagrozić bramce Zagłębia próbował Mateusz Wieteska, lecz piłka poleciała nad bramką.
Bardzo dużo na boisku wydarzyło się w pierwszych minutach drugiej połowy. W 47. minucie mistrzowie Polski wyrównali po dośrodkowaniu z rzutu wolnego André Martinsa i celnym strzale głową Williama Rémy'ego. Zaledwie minutę później Zagłębie ponownie wyszło na prowadzenie. Znowu z rzutu wolnego futbolówkę dogrywał Udovičić. Lecącą w kierunku bramki piłkę głową uderzył Carlitos, a ta zaskoczyła próbującego interweniować Majeckiego i wpadła do bramki. W 63. minucie swój zespół przed utratą bramki uratował Kudła. Bramkarz Zagłębia najpierw obronił uderzenie z dystansu Dominika Nagya, a po chwili André Martins strzelając z bardzo bliska trafił w głowę interweniującego Kudły. Cztery minuty później Zagłębie odpowiedziało niecelnym uderzeniem Wrzesińskiego, które wylądowało na bocznej siatce. Legia wyrównała stan meczu w 84. minucie. Bardzo dobre uderzenie z rzutu wolnego oddał André Martins. Jego strzał zdołał obronić Kudła, lecz przy dobitce głową Hlouška był bezradny. Trzy punkty gościom w 88. minucie dał wprowadzony po przerwie z ławki Sandro Kulenović, który wykorzystał dośrodkowanie Michała Kucharczyka i celną główką uprzedził interweniującego Kudłę, kierując piłkę do bramki.
20 grudnia 2018, 20:30 -Sosnowiec (Stadion Ludowy)
Zagłębie Sosnowiec 2-3 Legia Warszawa
Piotr Polczak 8, Žarko Udovičić 48 - William Rémy 47, Adam Hloušek 84, Sandro Kulenović 88
Zagłębie:1.Dawid Kudła- 17.Michael Heinloth, 25.Piotr Polczak, 16.Mateusz Cichocki, 2.Patrik Mráz- 77.Konrad Wrzesiński, 21.Sebastian Milewski(90, 4.Arkadiusz Jędrych), 24.Bartłomiej Babiarz(69, 72.Dejan Vokić), 8.Szymon Pawłowski, 22.Žarko Udovičić- 27.Vamara Sanogo(80, 66.Adam Banasiak).
Legia:30.Radosław Majecki- 41.Paweł Stolarski(46, 99.Sandro Kulenović), 4.Mateusz Wieteska, 44.William Rémy, 14.Adam Hloušek- 18.Michał Kucharczyk, 26.Cafú, 24.André Martins(90, 34.Iñaki Astiz), 53.Sebastian Szymański, 21.Dominik Nagy- 27.Carlitos(83, 11.Jarosław Niezgoda).
żółte kartki: Banasiak - Nagy, Kulenović.
sędziował:Mariusz Złotek(Stalowa Wola).
widzów: 3554.
Komentarze