Sacrum Profanum
Sacrum Profanum
WYJAZD NR 46
26 MAJA 2016 g.17:30 CZWARTEK-BOŻE CIAŁO
PISARZOWA
OLIMPIA PISARZOWA-SOKÓŁ SŁOPNICE 0-6
KLASA OKRĘGOWA NOWY SĄCZ
To był ciepły dzień Bożego Ciała, cudownie wolny od pracy oraz także od obowiązków sędziego piłki nożnej. Czas ten więc postanowiłem spędzić razem z rodziną, ale przy okazji upiec też własną blogową pieczeń. Dobry przegląd fachowych portali pomógł mi dokonać łatwego wyboru. Otóż o stadionie Olimpii Pisarzowa i jego wyjątkowym położeniu dowiedziałem się od mojego tripowego guru czyli Darka Grochala z tegoż do artykułu http://www.futmal.pl/news,28492.html
Od tego czasu moim celem stała się wizyta właśnie w Pisarzowej. Co ciekawe z miejscową Olimpią miałem już zawodowy kontakt. Zdarzyło mi się bowiem wiele lat temu jako sędzia asystent sędziować im mecz. Tyle, ze na wyjeździe. W pamięci mej zapadły stroje Olimpijczyków, identyczne jak Argentyny w 1986 roku. Mając więc w wyobraźni te stroje plus artykuł Darka o walorach widokowych obiektu Olimpii, obrałem z familią kurs na uroczą i gościnną ziemię limanowską.
Co istotne , naszym celem była jeszcze jedna destynacja. Od lat bowiem chciałem na żywo zobaczyć średniowieczne i ciągle aktywne opactwo Cystersów w Szczyrzycu. Fascynowała mnie ono od lat wczesnej młodości i za każdym razem, kiedy służbowo moje drogi wiodły przez Szczyrzyc, zastanawiałem się jak to wszystko wygląda od środka.
Plan był prosty-wyjazd do Szczyrzyca, a tam wizyta w Opactwie plus jakiś obiad w miejscowej restauracji. Na deser zaś danie główne czyli dojazd do Pisarzowej i oglądanie w akcji Olimpii. Najpierw swoje kroki skierowaliśmy do podszczyrzyckiej pustelni Podkamień. Jest to miejscowa atrakcja turystyczna, niezbyt jednak mocno oblegana przez turystów. Spotkaliśmy tam na spacerze jedynie dwóch nowicjuszy z miejscowego opactwa. Ostatni pustelnik wyprowadził się stamtąd kilka lat temu i od tej pory domek i kaplica pozostają puste. Następnie w planach był obiad-tu jednak spotkał nas srogi zawód, bo absolutnie nic o profilu obiadowym nie było czynne w promieniu najbliższych 30 kilometrów. Jedynym punktem była miejscowa lodziarnia, gdzie w tłumie miejscowych musieliśmy odstać swoje by kupić i zjeść kilka gałek lodów na pusty żołądek. Obserwowałem tak tę miejscową ludność, która z wielką godnością brała udział w zakupie lodowych przysmaków. Kolejkowicze podchodzili cicho do lady, by tam iście dygnitarskim tonem wydawać dyspozycje lodziarkom np. „dwa razy malina i raz czekolada”. Bez uśmiechu, bez „proszę”, „dziękuję”. Miałem wrażenie, że szczyrzycką ziemię zaludnili właśnie rodowici hrabowie z Essex lub innej równie dostojnej destynacji :)
Prosto z lodziarni udaliśmy się do miejscowego kościoła, gdzie właśnie rozpoczynała się świąteczna msza. Kościół zadbany, z 1620 roku, który chętnie w czasie nabożeństwa oglądałem, jeszcze pilniej przyglądając się miejscowym cystersom, którzy są tu bez przerwy od XIII wieku. Generalnie cystersi byli na naszych ziemiach krzewicielami kultury, techniki i edukacji, jednak w ostatnich stuleciach zakon mocno podupadł i z całą pewnością nie jest już wiodącą rodziną zakonną pomiędzy Bugiem, a Odrą. Niemniej ciekawie prezentują się ich jedyne w swoim rodzaju biało-czarne habity. W ostatnich latach ze Szczyrzycem związana była też kuriozalna historia z opatem, którego podejrzewano o niecne praktyki. Czy słusznie nie wiem, więcej można znaleźć pod poniższym linkiem http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/225984,tajemnicze-znikniecie-opata-cystersow-ze-szczyrzyca,id,t.html
Prosto ze Szczyrzyca pozostało już tylko udać się na danie główne tego wyjazdu czyli mecz w Pisarzowej. Mimo, że gnałem jak rączy jeleń po prerii, na stadion dotarliśmy parę minut po gwizdku. Faktycznie, jak pisał Darek Grochal jest i wąsko i pod górę. Prowizoryczny parking umieszczony był na sporej łące. Bałem się nieco o zawieszenie, ale porządkowi gracko kierowali mnie w tamtą stronę i o dziwo wylądowałem miękko jak kapitan Wrona na Okęciu.
Od razu miłe zaskoczenie-były bilety!!! Za 5 zł nabyłem cenną wejściówkę do kolekcji i ruszyliśmy na trybuny. Kibiców było sporo, a atmosfera typowo piknikowa. Miejscowi grali dramatycznie. Tracili mnóstwo piłek i sami stwarzali zagrożenie pod swoją bramką. Generalnie więc w kontekście walorów czysto piłkarskich, argumentów brakowało. Było to typowe spotkanie na tzw. długi weekend. Co istotne jednak miejscowi kibicie jakoś wyraźnie nie kontestowali gry swoich podopiecznych, przyjmując z milczącą aprobatą kolejne ciosy wymierzane im przez Słopniczan.
Sędziowsko nie był to także zbyt wymagający mecz-moja teściowa Irena, nawet z fotela uniosła by ciężar tych niezbyt trudnych zawodów. Na linii sędziemu głównemu pomagała nawet jedna niewiasta-niemniej nijak nie potrafię ocenić jej walorów asystenckich, bo po prostu nic, a nic się nie działo.
Parę minut przed ostatnim gwizdkiem opuściliśmy więc uroczy obiekt miejscowej Olimpii i dziko głodni ruszyliśmy szukać jakiejś „ristoranto”. Moja małżonka szybko ustaliła, że w Mszanie Dolnej, siostra jej koleżanki z pracy prowadzi interesującą gastronomię i tam też zawitaliśmy na finiszu tego bardzo udanego dnia. Serwowane dania były tak duże,że starczyły nam jeszcze na kolejny dzień. Co jednak ważniejsze były po prostu bardzo dobre jak cały ten tripowy wypad:)))
W skrócie
Piwo Z racji rangi rozgrywek niestety nie było oficjalnych stoisk, ale tu i ówdzie na trybunie dyskretnie popijano, równie dyskretnie wniesiony trunek. Ja oczywiście trzeźwy jak kot-na mecz przybyłem jako kierowca i towarzysz żony oraz syna.
Jadło Niestety też nic, ale w okręgówce zaskoczeniem byłoby cokolwiek:) Porządnie najedliśmy się dopiero w restauracji w Mszanie Dolnej kilka godzin po meczu:)
Bilet Prawdziwą zmorą na meczach niższych lig, jest możliwość wstęp za darmo. Nienawidzę i nie znoszę tego z całego serca. Na szczęście w Pisarzowej wstęp na mecz był biletowany i nabyłem bardzo atrakcyjną wejściówkę za jedyne 5 zł. Żona i 4-letni syn, za darmo.
Gadżety Niestety nic, a nic. Ale nie jest to wielkie rozczarowanie. Od wielu lat jestem sędzią tej klasy i chyba jeszcze nie widziałem nigdy na KO stoiska z gadżetami:)
Uczestnicy Wyjazd typowo rodzinny. Wpajam pierworodnemu synowi z mlekiem matki, miłość do piłki. Zobaczymy co z tego wyjdzie:) Na meczu więc, z Karolą i Olem.
Statystyki Był to mój pierwszy trip na meczu okręgówki. Obie drużyny także widziałem w blogowej akcji pierwszy raz, ale Olimpii Pisarzowa, zdarzyło mi się raz w życiu sędziować, gdy grali jeszcze w tzw. V lidze. Zapamiętałem jedynie, że mieli wtedy identyczne stroje jak Argentyna:)
Doping Kibiców jak na okręgówkę sporo, ale dopingu żadnego. Zresztą miejscowi grali futbol paralityczny i gładko ulegli gościom 0-6.
Foto Zachęcam do obejrzenie fotorelacji-jak zwykle.
Olimpia Pisarzowa |
0-6 |
Sokół Słopnice |
26 maja, 17:30 |
Komentarze