Żelazny Union

Żelazny Union

Eiserne Union

WYJAZD NR 98

2018 WYJAZD NR 13

UNION BERLIN-ERZGEBIRGE AUE 1-0

4 SIERPNIA 2018 g.15:30 NIEDZIELA

BERLIN

STADION AN DER ALTEN FORSTEREI

2 BUNDESLIGA

     Mimo, że od tego wyjazdy minął już dobrze ponad rok, cały czas jestem zachwycony tym co mnie spotkało w czasie wyjazdu na Union. Nie miałem pojęcia też, że tamten sezon skończy się dla Unionu historycznym awansem do pierwszej Bundesligi.

        Pomysł na wizytę na stadionie „przy starej leśniczówce” zrodził się u mnie w czasie snucia planów wakacyjnych w ubiegłym roku. Tak się pięknie składa, że wychowałem się i urodziłem tuż przy niemieckiej granicy. Wycieczki więc do Niemiec, głównie na …zakupy były w latach mojego dzieciństwa i młodości po prostu chlebem powszednim. Do Berlina pierwszy raz jednak dotarłem dopiero pod koniec lat 90-tych kiedy to moja starsza siostra Ola, kupowała tam solidnego mercedesa 190 D. Potem była dłuuuga przerwa i dopiero po ślubie wybraliśmy się kiedyś tam z Karolą pociągiem z Kostrzyna. Pierwszy raz piłkarsko dotarłem do stolicy Niemiec w roku 2017 kiedy to razem z kolegą Michałem oglądałem na żywo mecz Herthy z Bayernem Monachium. Był to wyjazd w którym jednak atrakcje piłkarskie zostały całkowicie przytłumione przez hektolitry piwa i innych mocnych alkoholi spożytych przez nas w drodze do Berlina, jak i w drodze powrotnej do Poznania. Po tym wyjeździe wiedziałem więc, że koniecznie do piłkarskiego Berlina trzeba będzie wrócić. Zacząłem więc sprawdzanie terminarza i okazało się, że mam szczęście. Pod koniec bowiem naszej wizyty na Pomorzu Zachodnim, Union miał grać u siebie w pierwszej kolejce drugiej Bundesligi z klubem o dźwięcznej nazwie czyli  Erzgebirge Aue.

       Pierwszym zadaniem był zakup biletu na Union. Okazało się to dość łatwe, bowiem strony internetowe niemieckich klubów są naprawdę bardzo przyjazne dla swoich fanów. Bez większych perturbacji za około 25 euro zakupiłem bilet dla siebie i dla Olka. Zrobiłem to odpowiednio wcześnie, bo na ogół na położonym w parku stadionie Unionu jest komplet i ciężko jest zakupić bilet z tzw. partyzanta. Szczególnie teraz kiedy to Union dzielnie walczy o utrzymanie w pierwszej Bundeslidze.

      Mecz odbywał się w ciepłą sierpniową niedzielę, która rozpoczynała niejako mój drugi tydzień urlopu. Wyjazd do Berlina był tym razem dość mocno familijny, ponieważ poza mną, w wycieczce udział wzięła moja mama Krystyna oraz oczywiście Karola i chłopcy. W planach był też trochę zwiedzenia, ale generalnie z racji na dość żmudną drogę w pierwszą stronę , zostało ono mocno ograniczone. Podjechałem jednak z familią pod berliński mur, gdzie na tle fajnych murali zrobiliśmy sobie kilka fotek. Potem szybko próbowaliśmy coś zjeść i swoje kroki skierowaliśmy do koreańskiej restauracji, gdzie czasu starczyło jedynie na zjedzenie zupy. Potem już bardzo szybko trzeba było ruszać w kierunku hipsterskiego stadionu Unionu. Był to raptem kilka kilometrów, ale okazało się, że w promieniu dwóch kilometrów od stadionu praktycznie wszystkie możliwe miejsca parkingowe są od dawna zajęte. Musiałem więc dość długo krążyć po okolicy by znaleźć jakiekolwiek wolne miejsce. Wtedy to ja z Olkiem ruszyłem na stadion, a Karola ze Stefanem i babcią Krysią udali się do pobliskiego parku, który okazał się finalnie dość zaniedbany i mało atrakcyjny. Gdy z Olkiem dotarliśmy w końcu w pobliże piłkarskiej „starej leśniczówki”, to okazało się, że musimy jeszcze dodatkowo obejść cały obiekt by dotrzeć na swoje miejsca. Samo wejście na stadion poszło jednak szybko i sprawnie i to co rzuciło mi się od razu w oczy, to bardzo duża ilość punktów piwno-gastronomicznych oraz liczne punkty z gadżetami. Od razu ruszyliśmy więc z Olkiem po pamiątki. Ja oczywiście nabyłem smycz, a Olkowi kupiłem czapkę z daszkiem. Potem pozostało nam już tylko zająć miejsca w naszym sektorze i czekać na rozpoczęcie się meczu. Okazało się to nie takie proste, bo sektor był tak szczelnie wypełniony kibicami, że można był jedynie stać, a i na to, nie było zbyt wiele miejsca. W końcu jednak gdzieś udało nam się zakotwiczyć i czekać na rozpoczęcie meczu. Mimo, że na mecz dotarłem samochodem, to tym razem nie byłem w stanie się opanować by odmówić sobie wypicia jednego niskoprocentowego Berlinera w klubowym pokalu. Nie żałowałem tego ani przez sekundę. Berliner był chłodny, smaczny i dawał nadzieję na dobre piłkarskie widowisko.

      Na sektorze na którym z Olkiem sobie staliśmy, w dość dużej bliskości, a praktycznie tuż obok, swoje miejsca mieli kibice z Aue. I jak to w Niemczech, wyglądali bardzo solidnie. Doping i flagi obecne były praktycznie przez cały mecz, a nawet gdy wracaliśmy z Olem do auta, to jeszcze kibice gości przy swoich samochodach, kończyli ostatnie piwa i omawiali mecz. Cały czas mam takie silne wrażenie, że jednak dużo nam jeszcze brakuje do niemieckiej kultury kibicowania, gdzie można się nie lubić, ale jednak nie być chamskim i agresywnym dzikusem. Jedni i drudzy kibice mijali się bez żadnych antagonizmów i nie było tak jak u nas żadnych kordonów bezpieczeństwa.

      Również mecz okazał się solidnym widowiskiem. Druga Bundesliga ma sporo do zaoferowania, a spotkanie przebiegało w szybkim tempie. Więcej z gry mieli gospodarze, ale nie posiadali jakiejś przygniatającej przewagi. Goście z Aue starali się odgryzać, ale bardzo dobrze bronił, w swoim debiucie nowy bramkarz Unionu, czyli Rafał Gikiewicz. Co ciekawe, w czasie meczu nie miałem pojęcia, że to on i dopiero lektura pomeczowych statystyk uzmysłowiła mi, że w akcji miałem przyjemność zobaczyć brawurowo broniącego rodaka. Gdy zdawało się już, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem, Union otrzymał rzut wolny z nieco dalszej odległości. Precyzyjny strzał Felixa Kroosa jednak ugrzązł w siatce i berlińczycy mogli cieszyć się z premierowego zwycięstwa w nowym sezonie. Na stadionie zapanowała wtedy trudna do opisania euforia i nawet ja z Olkiem cieszyłem się jak dziecko z tej dość niespodziewanej bramki. Po ostatnim gwizdku jeszcze długo świętowano zwycięstwo gospodarzy, ale my z Olkiem musieliśmy już ruszać w kierunku naszej rodziny, która czas meczu spędziła w okolicznym parku. Na nieszczęście trochę zabłądziliśmy i dotarcie do auta zajęło nam chyba prawie godzinę. A potem był już tylko spokojny powrót z familią do mojego mieszkowickiego matecznika.

      Wyjazd na Union polecam koniecznie wszystkim piłkarskim turystom. Widziałem już sporo ,ale faktem jest, że to jest klub całkowicie inny niż cała reszta. Widać tutaj odmienność pełną gębą i hipstersko-opozycyjny rodowód. Więcej o historii Unionu możecie przeczytać w poniższym artykule.https://sport.onet.pl/pilka-nozna/liga-niemiecka/union-berlin-czyli-nowa-mekka-hipsterow/vjzzs55 Poza tym tak dobrze rozpoczęty sezon, skończył się dla Unionu jeszcze lepiej, bowiem w od sezonu 2019/2020 piłkarze spod „starej leśniczówki” zagościli na salonach i zaliczyli historyczny awans do pierwszej Bundesligi :)

W skrócie

Ocena 1-5 To była prawdziwa petarda, od początku do końca. Daję mocne 5. Niby to dopiero druga liga, ale otoczka, marketing,piłkarska i kibicowska jakość i kultura wskazują na zupełnie inny poziom niż ten, który mamy na co dzień w naszym kraju. Polecam wszystkim, by wybrać się i po prostu zobaczyć jak to wygląda na żywo.

Piwo Mimo, że na mecz dotarłem samochodem z moich rodzinnych Mieszkowic, to nie byłem w stanie odmówić sobie jednego, solidnego stadionowego piwa za łącznie 5 euro. Cztery euro kosztował mój ulubiony napój o swojskiej nazwie, a jakże ….Berliner. Jeden euro zaś warta była kaucja za puchar w którym ten trunek nalewano. I tu mamy cud, nad cudy. Na pucharze, który skrzętnie oczywiście zabrałem jako pamiątkę, są historyczne podobizny piłkarzy Unionu, którzy 50 lat temu zdobyli Puchar Niemiec. Jest to doprawdy prawdziwy rarytas kolekcjonerski, a zarazem świadectwo tego jak Niemcy wyprzedzają nas marketingowo jeżeli chodzi o zarządzanie piłką nożną. Przykładowo u nas na drugim szczeblu, gra klub z naprawdę solidnymi tradycjami czyli Garbarnia Kraków, której gorąco kibicuje, jednak odległość kibicowska, marketingowa i każda inna, to są po prostu lata świetlne. Wracając do piwa, było zimne (panował upał), smaczne i pyszne. Mogę dodać jedynie, że szkoda, że tylko jedno, ale nie było wyboru. Może, więcej innym razem.

Co ciekawe, poza licznymi stacjonarnymi stoiskami z piwem, po trybunach przechadzali się także stewardzi z piwnymi automatami na plecach z których nalewano mój ulubiony trunek.

Jadło Do wyboru do koloru. Mnóstwo punktów gastronomicznych praktycznie ze wszystkim czego sobie kibicowska dusza zamarzy. Oczywiście zdecydowany prym wiodły solidne niemieckie kiełbasy czyli Wursty, których razem z Olusiem zjedliśmy dwie sztuki. Cena za ten przysmak to 3,5 euro za solidną kiełbasę w bułce. Pyszne i zdecydowanie było warto. Generalnie trzeba też tu wspomnieć o perfekcyjnej niemieckiej organizacji. Mimo tego, że na trybunach był nadkomplet publiczności tj. ponad 20 tys. kibiców to nigdzie nie trzeba była czekać w jakichś mega długich kolejkach jak na naszej lidze. Wszystko tj. piwo, jedzenie i gadżety, była dostępne praktycznie od ręki.

Bilety Tu nie chciałem ryzykować ani trochę. Skoro na mecz jechałem naprawdę z daleka, to jednak chciałem być pewny, że na stadion wejdę. Okazało się, że bardzo przyjazna jest strona internetowa Unionu, za pomocą której kupiłem wejściówki dla Olusia i siebie. Łącznie bilety kosztowały niecałe 100 zł ( po przeliczeniu na naszą walutę)

Gadżety Do wyboru, do koloru. Dużo stoisk, ze wszystkim czego dusza zabraknie. Ja za niecałe 20 euro kupiłem Olkowi czapkę Unionu, a sobie smycz oczywiście. Naprawdę, było bardzo na bogato i było w czym wybierać.

Dojazd Bazowaliśmy w moich rodzinnych Mieszkowicach, z których na stadion Unionu jedzie się niecałe dwie godziny. Więc oczywistą opcją była jazda autem. Gorzej było z parkowaniem, bo jakiekolwiek wolne miejsca były dopiero minimum dwa, trzy kilometry od stadionu.

Uczestnicy Ja i mój „prawie” dorosły syn Oluś

Doping Przez cały mecz, naprawdę na bogato. Staliśmy z Olkiem niedaleko sektora Aue, którego liczni przybyli kibice również cały mecz dziarsko kibicowali swoim zawodnikom.

Statystyki Była to już moja 98 wyprawa. W Niemczech byłem drugi raz, w Berlinie na meczu także, ale był to mój pierwszy mecz na Unionie i pierwsze widowisko w 2 Bundeslidze.

Rafał Gikiewiczzadebiutował w 1.FC Union Berlin w wygranym 1-0 (0-0) meczu 1. kolejki niemieckiej 2. Bundesligi z FC Erzgebirge Aue. 30-letni bramkarz grał przez całe spotkanie.

5 sierpnia 2018, 15:30 -Berlin (Stadion An der Alten Försterei)
1.FC Union Berlin 1-0 FC Erzgebirge Aue
Felix Kroos87

żółte kartki:Manuel Schmiedebach, Grischa Prömel - Malcolm Cacutalua, Tom Baumgart, Christian Tiffert.

sędziował: Benjamin Cortus (Bawaria).
widzów: 21752.

Powiązana galeria:
zamknij reklamę

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości