Bundesliga w cieniu...piwa

Bundesliga w cieniu...piwa

Bundesliga w cieniu piwa

WYJAZD NR 66

2017-WYJAZD NR 3

18 LUTEGO 2017 G.15:30

BERLIN

OLYMPIASTADION

HERTHA BERLIN-BAYERN MONACHIUM 1:1

PIŁKA NOZNA

BUNDESLIGA

To była prawdziwa wyjazdowa lux-torpeda,o której nie zapomnę z całą pewnością do końca swego żywota. Na wyjazd do Berlina zdecydowałem się już kilka miesięcy wcześniej i dodatkowo namówiłem na to samo Michała, mojego dobrego druha, który dzieli wraz ze mną te same zainteresowania, a więc piła, piwo, dobre jadło i…bieganie. Celem eskapady był Berlin i topowy mecz Bundesligi pomiędzy Herthą,a Bayernem Monachium.

Do Poznania, który był naszą bazą wypadową dotarłem dość późno w piątkowy wieczór 17 lutego. Nocować z Michałem mieliśmy u mojej siostry Ewy, która od dłuższego czasu zamieszkuje w Poznaniu na stałe.

Prawda jest taka, że byłem wykończony tygodniem pracy i moje siły witalne były mocno ograniczone. I tu nastąpił błąd numer jeden. Zamiast wypocząć, przed czekającą nas następnego dnia z Michałem eskapadą do Berlina, po prostu ruszyliśmy na tzw. „miasto”. Fakt, faktem, że w miłym towarzystwie Ewy, mojej siostry, jej narzeczonego Michała i jego kolegów. Wszystkich jak jeden fanów futbolu i mocnych trunków. Walka trwała do późnej nocy i niestety mało pamiętam nasz powrót do bazy na ulicę Jaworową. Noc była więc wyjątkowo krótka, bo wyjazd z Poznania do Berlina z Łukaszem z Footballaway, który organizował nasz wyjazd, zaplanowany był naprawdę bardzo, bardzo wcześnie. Gdy rano wstałem, doprawdy nie miałem pojęcia jak się nazywam. Byłem wykończony, a przecież to był ten dzień na który od tak dawna oczekiwałem. Zanim wsiedliśmy z Michałem do autokaru, który miał nas zawieźć prosto do Berlina, odwiedziliśmy oczywiście jeszcze lokalny przybytek by zakupić „ energetyki” na drogę. Mój wrodzony optymizm, jednak nijak miał się do rzeczywistości. Michał był w doskonałej formie, mógł przenosić góry, a ja…ja tylko myślałem, że w takiej formie jestem. Faktycznie zaś bliższy byłem „ gorzkim żalom”, choć cały czas uważałem, że jestem w formie…doskonałej.

Podróż do Berlina minęła szybko. Poznaliśmy wielu sympatycznych kolegów, z różnych stron kibicowskiej barykady i było doprawdy sympatycznie.

Gdy jednak dotarliśmy w końcu do Berlina, to obaj byliśmy już porządnie oszołomieni. Oczywiście..atmosferą meczu i czekającą nas przygodą :)  Bez dwóch zdań jednak, otoczka meczu Bundesligi robi kolosalne, pozytywne wrażenie. Kibice obu drużyn szli na stadion zmieszani, a pomimo to nie dochodziło między nimi do żadnych utarczek czy awantur. Dostępne były stoiska z gadżetami jednej i drugiej drużyny. Już na dwie godziny przed meczem słychać było śpiewy kibiców obu drużyn. Jak dla mnie, naprawdę inny, lepszy świat.

My z Michałem, jednak w dalszym ciągu zawzięcie staraliśmy się zgłębiać gastronomiczne wątki Bundesligi i ochoczo ruszyliśmy w rajd po otaczających stadion Herthy kibicowskich barach. Jedliśmy więc wszelkiego rodzaju kiełbasy, popijając jej tęgo litrowymi piwami i…małpeczkami Jagermaistera. Im bliżej było meczu,… tym mniej wydawał on, nam się istotny. W końcu jednak na chwilę przerwaliśmy nasze bachusowe Tour de France i dziarskim, sprężystym krokiem udaliśmy się na nasze miejsce na berlińskim stadionie Olimpijskim. Atmosfera i doping naprawdę robiły potężne wrażenie. Szkoda tylko, że obaj byliśmy już w formie ,w jakiej w tym sezonie Sandecja walczy o życie, czyli…po prostu, bez szans na utrzymanie :)

Z przebiegu meczu wcale nie wynikało, że Bayern przyjechał do Berlina jako murowany faworyt. Kibice berlińskiej Starej Damy mogli być zadowoleni, bo ich drużyna walczyła z Bawarczykami jak równy z równym i w ogóle nie było widać tzw. różnicy klas. Już w 21 minucie prowadzenie dla gospodarzy zdobył Vedad Ibisevic i nie był to bynajmniej szok, bo Hertha była dla Bayernu co najmniej równorzędnym przeciwnikiem. Później przez bardzo, bardzo, bardzo długo nic się nie działo, aż 62 minucie za Arturo Vidala pojawił się na murawie, „nasz” Robert Lewandowski. „Nasz” czołowy goledor niczym specjalnym się nie wyróżniał albo też ani ja ani Michał nie byliśmy w stanie dostrzec skali jego talentu. Złe fakty dla nas były jedynie takie, że w drugiej połowie, gdy Michał jeszcze starał się śledzić to cenne widowisko, ja już praktycznie lewitowałem i jak święty ojciec Pio w życiowej formie, unosiłem się jakieś…trzy metry nad ziemią:). W końcówce meczu jednak nasz narodowy bohater, w sposób tylko sobie wiadomy, w minucie 96 zdobył wyrównującą bramkę dla Bayernu. Niestety ja już wtedy byłem na nieco innej orbicie, bo wydawało mi się, że bramka Lewego …padła z karnego :)

Oj niestety, nie był to finał naszych przygód tego lutowego wieczoru. Mecz się zakończył, stadion opustoszał, ale my dwaj z przyczyn do tej pory dla mnie niejasnych, postanowiliśmy na nim zostać.

Po głowie chodzą mi tylko takie przebłyski, że na tym gigantycznym stadionie zostaliśmy tylko my sami i próbujemy robić sobie jakieś zdjęcia. Gdy tak tkwiliśmy z Michałem w tym chocholim tańcu na koronie stadionu olimpijskiego i znajdowaliśmy się w swoistej futbolowej lewitacji, to jednak dość brutalnie dogoniła na twarda rzeczywistość. Zaczął nas szukać po prostu organizator wycieczki czyli Łukasz z Footbalaway. Krótko mówiąc, zadzwonił do nas z groźbami, że jeżeli w ciągu 15 minut nie dotrzemy do autokaru, to ruszy on do Poznania, bez nas. Tu pojawił się gigantyczny problem, ponieważ ani Michał, ani ja za nic w świecie nie pamiętaliśmy, w którym miejscu postawiliśmy nasze stopy na berlińskiej ziemi. Zrobiło się trochę nieciekawie. Łukasz co róż wydzwaniał, że zaraz wyruszają, a ja tłumaczyłem, pokrętnie, że znajdujemy się tuż-tuż. Mimo, że już w lekkiej panice nie miałem pojęcia ani gdzie jestem, ani jak się nazywam :)

Ostatecznie autokar udało się odnaleźć. Oczywiście i Michał i ja dzierżyliśmy jeszcze w dłoniach plastykowe kufle Herthy. Mi nawet do głowy przyszło, by jak Artur Partyka za najlepszych czasów, wbiec rozpędem na pokład cudownie odnalezionego autokaru z pełnym kuflem w ręce. Był to błąd, ponieważ natychmiast „strąciłem poprzeczkę”. Piwo się wylało, a ja usłyszałem sporo cierpkich słów od organizatora naszej eskapady.

W końcu jednak autokar ruszył i wydawało się, że to co złe jest już za nami. Była to półprawda. Otóż ja wiedziony jakimś pierwotnym instynktem przypomniałem sobie, że od urodzenia jestem kibicem… Legii Warszawa i w autokarze pełnym kibiców Lecha Poznań przez całą trasę powrotną, głębokim barytonem, pełną piersią śpiewałem pieśni na cześć Legii w stylu „ Nie poddawaj się, ukochana ma…”. Do dziś nie potrafię zrozumieć co mną powodowało. Oczywiście nie obyło się bez nieprzyjemności i cudem jest, że tę całą eskapadę zakończyłem w jednym kawałku. W końcu jednak na horyzoncie pokazał się Poznań i po całej masie nieprzyjemnych zdarzeń, jednak cały i jednak zdrowy opuściłem pokład autokaru który dzielnie przetransportował nas z Berlina na ukochaną polską ziemię. Niestety. Ani ja, ani Michał, nie mieliśmy dość i kontynuując nasz chocholi taniec, dalej ruszyliśmy na miasto. Był to przysłowiowy gwóźdź do mojej trumny. Gdy w niedzielny poranek otworzyłem swe zmęczony oczy, to wiedziałem, że pomimo obietnic i przysiąg nie zjawię się w swoim rodzinnym gnieździe zbyt szybko. Brutalna prawda była taka, że absolutnie nie nadawałem się do żadnej formy prowadzenia samochodu. Potwierdziły to stosowne badania na komisariacie. Dopiero godziny spacerów i litry soków warzywnych spowodowały, że tuż przed godziną 19 (sic) opuściłem gościnny Poznań i przed drugą w nocy w poniedziałek musiałem spojrzeć w oczy swojej ukochanej małżonce i dwójce zaspanych synków :)

Niemniej, tak szczerze i ręką na sercu, było pięknie i było warto:)  Każdemu polecam Bundesligę w wersji Live :)

W skrócie

Piwo Oj joj joj…Litry, hektolitry, całe morze. Zdecydowanie za dużo, co też spowodowało pewne perturbacje. Faktem jednak jest, ze było ciężko się oprzeć. Piękne litrowe kufle w barwach Herthy kusiły jak ser wygłodniałe myszy:) Za kilka euro można było mieć tyle przyjemności:) A potem też i trochę problemów…

Jadło Wokół stadionu było sporo kibicowskich knajp, które ochoczo z Michałem wizytowaliśmy. Areał dań nie był może zbyt szeroki, ale to co jedliśmy było wyjątkowo pyszne. Wersja prosta-bułka z kotletem za kilka euro, w sam raz pod lane piwko. Cudowne:)

Bilety To będzie poważna pamiątka i tutaj ogromny plus dla organizatorów naszej eskapady z Footbaalway 2016, bo elegancko dostaliśmy je do ręki już rano w Poznaniu, przed wyjazdem do Berlina. Bilet z nazwą renomowanego przeciwnika i ceną, która wyniosła 72,5 euro. Warto było zdecydowanie!

Gadżety Rety, mój największy wyrzut sumienia… Zawsze poluję na smycze i tak też było tym razem. W przenośnym, przewoźnym sklepie klubowym na stadionie nabyłem taki rarytas za 5 euro i byłem wniebowzięty. Cóż z tego, skoro już po powrocie do Poznania, zgubiłem swoją smycz w naszym dalszym z Michałem tripie po poznańskich knajpach. Nie mogę sobie tego darować i choćby po tę smycz ponownie na Herthę wrócę. A nie będzie to trudne bo rodziciele moi mieszkają jakieś 60 minut autem od granic Berlina:) Coś tam jednak udało się do domu dowieść i był to kufel za kaucją 2 euro z logo Herthy. Super sprawa:) Michał, dziękiJ

Statystyki Był to moja z kolei moja czwarta zobaczona na żywo zagraniczna liga, po greckiej, włoskiej i litewskiej. Obie drużyny w akcji widziałem pierwszy raz. Co ciekawe, też pierwszy raz widziałem w akcji Roberta Lewandowskiego.

Uczestnicy Na wyjazd namówiłem mojego konfratra Michała, przed którym w tym miejscu chylę czoła, bo głowę ma pięć razy mocniejszą od mojej i tym zakresie absolutnie, przenigdy go nie dogonię:J

Doping Na bogato. Było mnóstwo kibiców Bayernu, jeszcze więcej kibiców Herthy i serwowane przyśpiewki do tej pory nucę pod nosem. Na przykład „Alaba, Alaba, Dawid Alaaaaaba”. Naprawdę szacunek i podziw, bo było głośno, donośnie i bez większego obrażania z obu stron.

Pełny raport meczowy z tego wydarzenia znajdziecie tutaj

http://wyniki.interia.pl/mecz-hertha-berlin-bayern-monachium-2017-02-18,mid,581744

Pole tekstowe:

widzów: 74 667. w tym ja i Michał

Powiązana galeria:
zamknij reklamę

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości